Ostra jazda na szosie!

Data:
Ocena recenzenta: 10/10


Przyznam się bez bicia, że nigdy nie obejrzałem poprzednich Mad Maxów. Przed seansem najnowszej części próbowałem nadrobić oryginał z 1979 roku, ale w ogóle nie potrafiłem wczuć się w to co oglądałem i skończyłem jedynie gdzieś w połowie filmu. Można więc powiedzieć, że na Fury Road szedłem z czystą kartą - po genialnych trailerach spodziewałem się kompletnej rozwałki w przerysowanym, postapokaliptycznym świecie. I o matko - to co dostałem przebiło dosłownie wszystko, co sobie na temat tego widowiska wyobrażałem...

Osobiście zostałem kupiony już na początku, kiedy ujrzałem samą kreację świata. Nie ma tutaj miejsca na jakąkolwiek cywilizację, wszędzie rozciągają się pustynne pustkowia. Ostała się jedynie Cytadela, zarządzana przez głównego antagonistę Immortana Joe, gdzie znajdują się prawdopodobnie ostatnie pozostałe obszary zieleni. Nie jest to jednak żaden raj, ludzie chodzą głodni i spragnieni, a fala wody, którą spuszcza co jakiś czas Joe jest bardzo mała w stosunku do ilości ludu. Wszystko to powoduje, że życie w uniwersum Mad Maxa polega tylko i wyłącznie na jego utrzymaniu.

Razem z wykreowanym miejscem akcji współgra charakteryzacja jego "osadników". To, jak przedstawione są poszczególne osoby czy frakcje, jest bezbłędne. Mamy bandę Trepów, których cechuje całkowicie blada skóra, szalone okrzyki i ubiór jedynie od pasa w dół. Sam Immortan Joe posiada maskę niczym Lordowie Sith w Star Wars: The Old Republic. Przez chwilę miałem nawet wrażenie, że bardzo mocno inspirowano się Tuskenami. Cholera, jest tutaj też gość (mój ulubieniec) stojący na samochodzie podczas szaleńczego pościgu i jednocześnie grający na gitarze buchającej ogniem. Coś niesamowitego - karykaturalność i przerysowanie postaci w "Fury Road" wręcz oszałamiają. I nie tylko ich, bo mamy również pokrętne modele pojazdów. Ktoś, kto je projektował musi mieć bardzo bujną wyobraźnię.

Samego Maxa, granego przez Toma Hardy'ego, poznajemy, gdy zostaje pojmany przez wspomnianych wcześniej Trepów. Ma on służyć jako dawca krwi dla popleczników Joego. Oznakowany, upokorzony i z kagańcem na twarzy otrzymuje szansę na ucieczkę, gdy jednoręka Imperatorka Furiosa (Charlize Theron) uprowadza niezwykle cenny ładunek zawarty w masywnej cysternie. Od tej pory widowisko to jedna, wielka rozpierducha. Wszystko wokół wybucha, ogień co chwila ukazuje swoje oblicze. Akcja cały czas nabiera pędu, a gdy następują momenty spokoju to pewne jest, że niedługo przeżyjemy to samo, tylko dwukrotnie.



O wysokim natężeniu rozróby świadczy znikoma ilość dialogów. Początkowo są to zwykłe odburknięcia przypominające trochę "Ewolucję Planety Małp". Dopiero pod koniec robi się ich więcej, ale nie ma co liczyć na jakieś długie i skomplikowane elaboraty. Przeważnie wywoływały one salwy śmiechu na widowni - szczególnie, kiedy głos zabierał Max. Jego, w pewien sposób, prymitywna mimika oraz wymowa nadawały filmowi komediowe rozluźnienie. Trzeba przyznać, że Hardy wypadł po prostu świetnie, mógłbym oglądać jego popisy aktorskie godzinami. Także Charlize Theron pokazała na co ją stać. Stworzyła bardzo wyrazistą i twardą postać, która siłą dorównuje Maxowi. Czasami wręcz zastanawiałem się kto pełni rolę głównego bohatera, bo tak bardzo skupiono uwagę na osobie Furiosy. Nie dziwię się więc, że panuje opinia, jakoby film miał akcent mocno feministyczny.

Muzyka... Ach muzyka. Dawno nie słyszałem tak wybitnego soundtracku. Mocnego, charakterystycznego, pasującego do tego co wyprawia się na ekranie. Jest wprost epicko, gitarowe riffy nieziemsko łechcą bębenki uszu podczas efektownych starć na szosie. Natomiast podczas przerw od ryków silników, film oferuje nam odpowiednio kojące, instrumentalne motywy. Jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem pracy Toma Holkenborga, stworzył coś praktycznie perfekcyjnego.

Podsumowując, "Mad Max: Fury Road" to dzieło, które ma specjalne miejsce w moim sercu. Dał mi to, czego dawno nie widziałem na sali kinowej. Ten świat, postacie, stylistyka, muzyka - wszystko to jest absolutnie bezbłędne. Nie mogę doczekać się (zapowiedzianej już) kontynuacji.

Zwiastun:

Ładna zabawka, ale jednak tylko zabawka.

Dodaj komentarz